Quantcast
Channel: Wyszydełkowana - blog o robótkach ręcznych
Viewing all 138 articles
Browse latest View live

Nako Denim

$
0
0


 Witam Was serdecznie, Wyszydełkowani, po długiej (i mam nadzieję ostatniej takiej) przerwie! Ogromnie się cieszę, że znów do Was piszę, a z drugiej strony mi głupio, że na tyle czasu zaniedbałam bloga. Nie mam zamiaru się tłumaczyć ze swoich powodów, uwierzcie mi po prostu na słowo, że je miałam.
 A z czym dziś przychodzę? Z tym, co lubię najbardziej, czyli z recenzją. Na tapet wrzucamy włóczkę Denim firmy Nako (nie ma ona nic wspólnego z recenzowaną w ostatnim wpisie Denim od DMC) i jedziemy.

Kilka podstawowych informacji:
— włóczka produkowana jest przez jedna z moich ulubionych firm, turecką Nako
— składa się w 60% z bawełny i w 40% z akrylu
— motek ma 100g i okolo 200m
— zalecane szydełko to 3mm, a druty 4 - 4,5mm
— kosztuje około 14zł za motek.


Jak można zauważyć na powyższym zdjęciu (jeśli masz potrzebę powiększenia go, wystarczy kliknąć), włóczka ma dość ciekawy skręt. Jej cechą charakterystyczną jest białawy, puchowy oplot, nadający jej uroku.
Włóczka, jak na mieszankę bawelny, jest wyjątkowo miękka, przyjemna w dotyku i sprężysta, ale należy niestety do tych mniej wydajnych. Z jednego motka zrobiłam na szydełku buciki, koszulkę dla małego dzidziusia i zostało może ćwierć kłębka.
Nadaje się tak na szydełko, jak i na druty. 
Moim zdaniem byłaby świetna na maskotki, przebijając stanowczo jakością popilarnu Jeans YarnArtu, który jakoś mnie nie urzekł, a jednocześnie będąc niedużo droższą. Świetnie nadaje się również na inne wyroby dla dzieci, mając w ponad połowie naturalny skład i bardzo przyjemna fakturę.
Można z niej wydziergać również coś wiosenno-letnio-jesiennego dla siebie, na przykład niegruby sweterek na chłodniejsze dni i wieczory.
Mnie sie robiło z niego bardzo fajnie. Nie rozwarstwiał się podczas pracy, nie skrzypiał na szydełku. Jedyny problem był taki, ze robótka nie chciała trzymać kształtu, zwijała się w niekontrolowany sposób, jednak zniknął on po wypraniu robótki i wysuszeniu jej na płasko, co i tak zazwyczaj robimy.
Jeżeli chodzi o pielęgnację, gotowe wyroby pierzemy wg producenta w 30°C, suszymy na płasko, prasujemy niską mocą żelazka. Ja jednak powiem od siebie, że nawet 60°C i dwie kropki żelazka nie powinny zaszkodzić, a wiadomo, jak to jest przy dzieciach.
Gdyby przyszło Wam do głowy robić chustę czy coś innego wymagającego intensywnego blokowania, to również nie powinno być z tym problemu.

Zapomniałabym! Przepiękna paleta kolorów poniżej.
Jak widać, znajdziemy coś cukierkowego, dla dziewczynki i dla chłopca, ale tezcost powazniejszegoczy chociażby odcień skóry dla lalki. Ilość barw nie jest może jakaś szalona, ale wszystkie mi się podobają.

To tyle z mojej strony na dziś. Podzielcie się w komentarzu swoją opinią na temat tej włóczki i/lub recenzji, a w kolejnym wpisie szykujcie się na kilka słów o tym cudzie:


Papatya Batik — włóczka barwna jak marzenie

$
0
0
Witajcie, kochani! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać kolejną wartą uwagi włóczkę — Papatya Batik firmy Kamgarn.
 

Jest to włóczka produkcji tureckiej. W składzie znajdziemy 100% akrylu, wydajność wynosi 360m/100g. Jeden motek kosztuje około 11zł, w zależności od sklepu. Producent zaleca druty 3,5-4mm i szydełko 4-5mm. Włóczka nadaje się również na maszynę dziewiarską.



Zaczniemy od tego, co w tej włóczce najlepsze - od kolorów. Nitka jest cieniowana, o dość długich pasmach barwy, dość płynnie przechodząca z jednej w drugą, co tworzy efekt cudownego, wielobarwnego ombré.
Kompozycji jest naprawdę dużo, wszystkie odnajdziecie na stronie producenta - warto zajrzeć nie tylko dla palety kolorów, ale również dla pięknych zdjęć przykładowych robótek z tej włóczki (klik).


Włóczka jest bardzo przyjemna i miękka, jak na akryl. Dobrze skręcona, nie rozwarstwia się podczas pracy. Nieco skrzypi, ale to już niestety urok tego materiału. 



Nadaje się przede wszystkim na wyroby użytkowe: koce, poduszki. Można jej również użyć na robótkę dla dziecka, ale ja bym nie polecała. Wiem, że kolory kuszą, jest to jednak akryl, nie przepuszcza powietrza, nie oddycha, nie pochłania potu i założony na gołe ciało może je nie tylko podrażniać, ale i powodować potówki.
Ja osobiście zdecydowałam się na kocyk, natomiast będzie on służył na zimniejsze dni do wózka, gdzie i tak pod nim będzie warstwa ubranek (moja spacerówka nie ma osłony na nogi, więc muszę ją zastąpić jakimś dobrze izolującym kocykiem).
Moja robótka była dziergana szydełkiem 4mm z trzech motków włóczki, ma wymiary 90/70cm.



Jeśli chodzi o pielęgnację, jest to włóczka niestety z tych mechacących się. Używana, będzie wymagać golenia czy to specjalną golarką, czy zwykłą jednorazową maszynką do golenia włosów, czy jakąś szczoteczką lub pumeksem. Można ją prać w 30°C, nie prasować (zbyt wysoka temperatura grozi stopieniem włókna!), suszyć na płasko. Jak to włókno sztuczne, nie będzie się dobrze blokowała, dlatego odradzam robienie z niej skompikowanych ażurów, chust, itd., którym trzeba nadać kształt.



Podsumowując: jest to akryl, więc cudów nie ma, ale jak na ten materiał, dzierga się z włóczki bardzo przyjemnie. Do tego jest ona przepięknie kolorowa i ma przystępną cenę.
Myślę, że choć dopiero wkracza na nasz rynek, to szybko się tu zadomowi i stanie popularna. Mam nadzieję, że trochę się do tego przyczynię ;)

Ciasteczko Cicibebe

$
0
0

Witajcie, kochani! Gdy tylko pokazywałam gdzieś na grupach czy na fanpage zajawki z tą włóczką, natychmiast pojawiały się pytania, co to za cudo. No więc dziś Wam to cudo przedstawiam!

Motek został wyprodukowany przez tureckiego producenta Kamgarn, a na nasz rynek wprowadza go Galplast. Skład to 100% akrylu, metraż 360m/100g. Producent poleca druty i szydełko w rozmiarze 4mm.

To, co wyróżnia tę włóczkę spośród innych, to przepiękne kolory. Kilka starannie dobranych barw przechodzi jedna w drugą płynnie i przemyślanie. Motek zaczyna się i kończy tym samym kolorem, jednak wiele by ułatwiło, gdyby producent zdecydował się na jeden, a tymczasem w przypadku dwóch motków są to zazwyczaj różne barw i trzeba niestety ciąć, chcąc je połączyć.
Pełną paletę 18 kolorów obejrzycie na stronie producenta (klik).


Włóczka jest ładnie skręcona, nie rozwarstwia się podczas pracy. Skrzypi trochę na drutach i szydełku, niezależnie o tego, z czego są zrobione - taki urok akrylu. Dzięki dość standardowej grubości bez problemu można ją łączyć z innymi włóczkami.


Co polecałabym z niej zrobić? Można coś dla dzieci, ja jednak darowałabym sobie wszystko, co będzie miało bezpośredni kontakt ze skórą malucha, gdyż akryl to włókno sztuczne, nieprzyjazne dla wrażliwej skóry. Za to elementy ozdobne, pluszaki, kosze, maty na podłogę, pledy, czy tak jak u mnie, kocyki do wózka - jak najbardziej.


Równie pięknie wygląda na szydełku, co na drutach, choć trzeba pamiętać, że tą drugą metodą przejścia kolorów będą jeszcze dłuższe, bo wykorzystujemy mniej włóczki.

Nie jesteśmy dżentelmenami, warto więc porozmawiać o pieniądzach ;) Motek włóczki kosztuje ok. 11-13zł za 100g. Moim zdaniem dość drogo, ale być może komuś bajeczne barwy wynagradzają cenę.

Jak dla mnie to ładna włóczka, przyjemna w robocie, jednak niczym specjalnym się nie wyróżnia. Owszem, produkt ciekawy - jak wiele na naszym rynku. No i niestety muszę wbić szpilę, że po praniu i pocieraniu bardzo się mechaci.



A tak z innej beczki: od poniedziałku mały człek idzie do żłobka, a ja na studia. Trzymajcie za niego (i za mnie!) kciuki oraz poratujciie radami, jak przetrwać pierwsze rozstanie tej ogromnej przylepy z mamą.


Schachenmayr Merino

$
0
0
 Witajcie, kochani! Liść opadł, listopad, ogólnie jesień pełną parą, rzekłabym wręcz, że już za moment rozpocznie się zima. Toteż dziś przychodzę z robótką iście zimową oraz włóczką idealną na takie dziergadła.


Merino Extrafine to przepiękna włóczka z wełny merynosiej, produkowana przez niemiecką firmę Schachenmayr w kilku wariantach. Ja dostałam do przetestowania trzy z nich: Merino Extrafine 40, Merino Extrafine Silky Soft 120 oraz Merino Extrafine 285 Lace.


To był główny obiekt moich testów i o nim jestem w stanie powiedzieć najwięcej, bo wydziergałam i próbki, i docelową robótkę, i zdążyłam to wszystko nawet wyprać oraz trochę potestować. 
Włóczka składa się ze 100% wełny merynosów i mierzy 40m na 50g. Producent poleca druty oraz szydełko w rozmiarach 7-8mm. 
Merino Extrafine 40 można prać w pralce na delikatnym programie w temperaturze do 40°C, co jest dość dużym ułatwieniem, a nawet suszyć w suszarce bębnowej.  
Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia, to przede wszystkim polecam wyprać próbkę przed rozpoczęciem obliczeń, ponieważ po praniu dzianina nabiera wielkości. Po drugie, po przyjacielsku radzę dołożyć do prania chusteczki wyłapujące kolor (ja akurat kupuję w markecie z owadem na B), gdyż po namoczeniu do blokowania wodę miałam żółciutką jak kurczaczek.


Ja z naszą czterdziestką pracowałam na drutach 6,5mm i stworzyłam czapkę z pomponem, kupionym na Aliexpress. Jest o tyle fajny, że odpina się do prania. Czapka na dużą, myślę że spokojnie rosłą, męską głowę pochłonęła 3 motki — 150g.
 Dziergało się całkiem przyjemnie, a jedyną niedogodność stanowiło rozwarstwianie się włóczki na nitki składowe. Rozumiem jednak, że taki grubas nie może być nie wiadomo jak mocno skręcony, gdyż byłby sztywny jak sznurek.


Tymczasem robótka, którą z tej włóczki otrzymujemy, jest obłędnie miękka i przyjemna w dotyku. Aż chce się ją miziać. Nie podgryza, będzie więc odpowiednia dla wrażliwców, niemowląt i małych dzieci, panów, którzy jak wiadomo są bardziej delikatni, jeśli chodzi o podgryzanie wełny.
 Jak to merynosek, nitka ma właściwości termoregulacyjne. Gdy na zewnątrz jest ciepło, świetnie odprowadza pot, a doprowadza powietrze, dzięki czemu nie zgrzejemy się, wchodząc w takiej czapce np. do sklepu. Za to gdy jest zimno, idealnie izoluje przed chłodem i chroni nas przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi .


Do czego się nadaje? Moim zdaniem do wszelkiej odzieży: na czapki, kominy, rękawice, grube skarpety, swetry (och, jak będę kiedykolwiek bogata, to zrobię sobie z niej grubaśny sweter, marzenie!), a także na niemowlęce kocyki, śpiworki do wózka, i tak dalej... Robótki przybywa szybko, a efekt jest przecudny.


To kolejna wersja Merino Extrafine. Mierzy 120m/50g i jest mieszanką: 68% wełny merynosa oraz 32% tencel.
Cóż to ten tencel? 
Nazywany jest przyszłością włókniarstwa. Pozyskuje się go z drzew i jest biodegradowalny. Producent chwali się, że chłonie wodę i odprowadza ją do środka włókna ok. 50% lepiej, niż bawełna. Ma właściwości antybakteryjne.
Ten moteczek od poprzedniej wersji, poza grubością oczywiście, odróżnia się dużo większą miękkością, delikatnym włoskiem i przecudnym połyskiem. Skrzy się w świetle, choć nie ma domieszki błyszczącej nitki. Efekt jest bardzo subtelny, ale wspaniały.
Z mojego moteczka aktualnie powstaje Dobroszka od Yellow Mleczyk i coś czuję, że będzie to moja ulubiona zamotka, nie tylko ze względu na wzór, ale właśnie i na włóczkę.
Tak, Silky Soft zdecydowanie wygrywa w konkurencji na moje ulubione Merino Extrafine od Schachenmayr.


No i ostatni moteczek. 100% merino, 285m/50g. Przecudnie cieniowany, od czerni, przez głęboki grafit, po ciemną czerwień, wpadającą w śliwkę. 
 Zaczęłam z niego szal prostym ażurem, ale wychodzi taka pajęczynka, że gotowego spodziewajcie się w przyszłym roku.


To, co łączy wszystkie moteczki, to bardzo dobry skład, piękne, nasycone kolory, cudowna miękkość i jeden ciekawy szczegół:
Easy Start. Początek nitki ze środka złapany jest etykietką, dzięki czemu nie musimy go wygrzebywać i szukać. Niby nic a bardzo cieszy.

Moja ocena to mocna piątka z plusem. Zakochałam się we wszystkich trzech włóczkach, szczególnie w tej z domieszką tencel. Polecam serdecznie na zimowe wyroby dla wymagających jakości dziewiarek, osób delikatnych i malutkich dzieci.

A jaki jest Twój typ, jeśli chodzi o włóczki jesienno-zimowe?

Historia robienia na drutach

$
0
0
Witajcie, kochani! Sesja w pełni, rzuciłam się w wir nauki i pisania prac, i właśnie o tym chciałam Wam dzisiaj napisać. Na pewien bardzo przyjemny przedmiot o nazwie Dzieje kultury europejskiej robiłam na zaliczenie prezentację na temat historii robienia na drutach - Dziewiarstwo ręczne jako element kultury europejskiej. Pomyślałam, że być może dla kogoś temat okaże się ciekawy i z chęcią poczyta, do czego się dokopałam.
Od razu dziękuję też Basi Palewicz-Ryży oraz Agnieszce Chodkowskiej za przesłane materiały.



Starożytność
Jeszcze do niedawna początków historii dziewiarstwa ręcznego badacze dopatrywali się w średniowieczu. Ostatnie odkrycia w postaci wełnianych skarpet, znalezionych na terenie starożytnego Egiptu, wskazują, że sięga ona początków naszej ery.
Nie używano jeszcze typowych dwu drutów, lecz techniki Nalebindingu, dziergano przy pomocy jednego igłodrutu, przeważnie z wełny zwierząt, czasem również z włókien roślinnych.
Co prawda niewiele dzieł przetrwało do dziś z tamtego okresu, ponieważ są to rzeczy raczej nietrwałe, ale na terenie starożytnego Egiptu znaleziono zabytki w postaci dwupalczastych skarpet. Są wykonane tzw. coptic stitch, co można przełożyć jako ścieg koptyjski. Skarpety noszono, ponieważ w Egipcie amplituda temperatur jest ogromna, a noce bardzo zimne, tymczasem bardzo dobrze chroniły one przed mrozem. Wkładano je także zmarłym do grobów.

Średniowiecze
Prawdopodobnie robienie na drutach przywędrowało do Europy ze świata arabskiego. Najstarsze zachowane do dziś dzianiny średniowieczne pochodzą z XII wieku. Początkowo dziergano małe formy, na przykład skarpety, popularne były również rękawiczki używane przez biskupów do prowadzenia liturgii (księża używali rękawic szytych). Wyrabiano je z wełny, jedwabiu, czasem lnu. Już w 800 roku jeden z dokumentów kościelnych, dotyczących inwentarza dobytku, wylicza 16 par takich rękawic.
Im późniejsze średniowiecze, tym więcej zabytków, zrobionych na drutach, odnajdujemy. Przykładem może być jedwabna poduszka, znaleziona w Hiszpanii w grobie księcia Fernando de la Cerda, zmarłego w 1275 roku. Potrafiono już wrabiać wzory za pomocą zmiany koloru włóczki, co fachowo nazywa się techniką żakardową. Zdobnictwo sięgało po przedstawienia orłów, lilii heraldycznych, zamków, kwiatów, rogi poduszki ozdobiono frędzlami.
Źródłem poznania historii dzianiny ręcznej są nie tylko zabytki w postaci fragmentów odzieży, ale w dużej mierze także dzieła malarskie. W tym okresie chętnie przedstawiano osoby święte i boskie podczas dziergania. Sceny z życia Świętej Rodziny czy obrazy Madonny z Dzieciątkiem często pokazują Matkę Boską z pięcioma lub czterema drutami pończoszniczymi w dłoniach. Przykładem może być Madonna robiąca na drutach autorstwa Mistrza Bertrama z 1400-1410 roku.
Powstały organizacje cechowe dziewiarzy, pierwsze pojawiły się w północnej Francji, stały one dość wysoko w organizacji cechowej. W 1514 należeli do 6 najważniejszych cechów paryskich.

XV i XVI wiek
Jest to okres szerokiego rozpowszechnienia tego typu wyrobów. Noszono robione na drutach nakrycia głowy, matki dziergały sukienki dla swych dzieci, rękawice i pończochy. Pończochy z dzianiny dzierganej na drutach nosił chociażby król Anglii, Henryk IV.
Najczęściej dziergano z wełny, na przykład owczej, a także jedwabiu. Aż do XIII wieku największym producentem przędzy wełnianej na świecie była Anglia. Co ciekawe, w średniowieczu i nieco później robótki na drutach wcale nie były domeną kobiet, dziergali również mężczyźni. Twierdzi się nawet, że to oni, a konkretnie rybacy, są twórcami tej metody, gdyż udoskonalali umiejętność splatania sieci.
W XVI wieku była to już umiejętność powszechna. Ręcznie wykonywane pończochy nosił Henryk VIII, co zostało uwiecznione na obrazie Hansa Holbeina Młodszego z 1537 roku. Złoty element na pończosze króla to Order Podwiązki.

W 1589 roku pastor William Lee wynalazł maszynę dziewiarską, która miała zastąpić pracę rąk ludzkich, jednak wtedy nie wzbudziła ona jeszcze zbyt wielkiego zainteresowania. Robienie na drutach dalej miało się dobrze. Szacuje się nawet, że pod koniec XVII wieku rocznie w Anglii i Walii wytwarzano ćwierć miliona par skarpet, przeznaczonych na handel. Stanowiło to źródło utrzymania szczególnie biednych gospodarstw rolnych i rodzin, które miały problem się utrzymać z innych dochodów. Handel ręcznie robionymi dzianinami kwitł aż do schyłku XVIII wieku.

XIX wiek i epoka wiktoriańska
W XIX wieku maszyna dziewiarska zaczęła wchodzić w powszechne użycie, jednak w wielu kręgach wciąż dziewiarstwo ręczne nie wychodziło z mody. Napisano pierwsze książki, będące poradnikami o tej tematyce, a także opracowano sposób na pozyskiwanie przędzy bawełnianej, wytrzymałej i taniej.
Jeśli chodzi o epokę wiktoriańską, czasy panowania królowej Wiktorii były okresem burzliwego rozwoju wszelakich robótek ręcznych. Robienie na drutach weszło na salony i stało się modnym zajęciem dam. Rozwinął się też handel wełną, pochodzącą z Saksonii, którą pozyskiwano z odmiany owiec, zwanej merynosami. Mąż Wiktorii, Albert, pochodził z regionu słynącego z tejże wełny, a królowa była ogromną miłośniczką robótek na drutach.

I wojna światowa
W okresie I wojny światowej dzierganie odzieży dla żołnierzy na froncie stało się sposobem na spędzanie czasu zmartwionych żon i dzieci wojskowych. Zakrawało to o narodową obsesję do tego stopnia, że zachęcano do chwycenia za druty za pomocą plakatów. Służyło to nie tylko fizycznemu zapewnieniu ciepła żołnierzom, ale i odstresowaniu ich rodzinom, a także podniesieniu morale i utrzymaniu pewnego rodzaju więzi.

Okres międzywojenny
Nie przestano dziergać i po wojnie. W 1921 Edward VIII, wówczas książę Walii, włożył do gry w golfa żakardową kamizelkę, chętnie zakładał również żakardowe swetry, zapoczątkował więc w ten sposób modę na podobny strój. W swych kolekcjach umieściły dzianinę ręczną chociażby Coco Chanel czy Elsa Schiaparelli. Dziergany na drutach ubiór był wygodny, przylegający do ciała, nie krępował ruchów. Wykorzystywano szeroki wachlarz materiałów: wełnę, bawełnę, jedwab, len, wiskozę, a od 1940 również włókna syntetyczne, np. nylon.

Czasy po II wojnie światowej i współczesność
Rozwój został nieco przyhamowany przez II wojnę światową. Po niej znów dziewiarstwo ręczne rozkwitło, ale w dużej mierze zostało wyparte przez ubrania robione maszynowo, tańsze, niemnące się i mniej pracochłonne.
Obecnie moda na dzierganie na drutach wraca jako element trendu eko, czy slow-life. Badania naukowe pokazują liczne korzyści z tej czynności, nazywanej jogą dla mózgu. Pozwala ona na obniżenie poziomu stresu, ciśnienia, poprawienie pamięci, zdolności manualnych, umiejętności matematycznych i logicznego myślenia, a także na pochwalenie się jedynymi w swoim rodzaju przedmiotami, co może być ważne dla osób chcących się wyróżnić, w dobie zalewu rzeczami profilowanymi na masową skalę i pozwala uniknąć powszechnej uniformizacji.
Włóczki obecnie wytwarza się z przeróżnych tworzyw. Może to być sierść zwierząt (wełna owcza, merynosa, alpaki, moher, kaszmir, wełna wielbłądzią), włókna roślinne (bawełna, bambus, len, pokrzywa, trzcina cukrowa) lub sztuczne (poliester, nylon, elastan, akryl).
Jedną z najdroższych włóczek świata jest wełna pozyskiwana z wikunii andyjskiej, żyjącej w Ameryce Południowej. Cena wynika z tego, że wikunii się nie hoduje, a jedynie raz do roku odłapuje i goli dzikie zwierzęta. Motek takiej wełny kosztuje ponad 300 dolarów za 25 gramów, co daje ponad 12 tysięcy dolarów za kilogram.

Źródła:
https://www.bricecjones.com/blog/did-the-ancient-egyptians-wear-socks
I.Turnau, Historia dziewiarstwa ręcznego do początku XIX wieku. Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, 1979.
Druty od A do Z. Wydawnictwo RM, 2018.
L.Peskova, Nauka dziewiarstwa ręcznego *również dla leworęcznych. Wydawnictwo Kultura Życia codziennego, 1986.

Włóczka, której nie lubię

$
0
0
Czy jest włóczka, której Wyszydelkowana nie lubi? A no, zebrałaby się niemała pewnie lista. Najwięcej miejsca zajmowałyby na niej budżetowe akryle, takie jak Kotek i jemu podobne, natomiast jedno tym włóczkom trzeba przyznać — przynajmniej są tanie i łatwo dostępne, dlatego nie skreślam ich od razu, jako że mogą stanowić materiał do nauki dla początkujących.
Jest jednak pewna włóczka, która nie jest ani tania, ani łatwo dostępna, ani dobra. Wiele się po niej spodziewałam i moje nadzieje zostały mocno zawiedzione, dlatego postanowiłam o niej napisać.


Kupiłam ją już jakiś czas temu. Najpierw chyba 10 motków błękitu, potem jeszcze 4 czy 5 bawełny. Sklepu podawać nie zamierzam, bo to, co producent zrobił z dobrze zapowiadającą się włóczką, nie jest przecież jego winą. Dodam, że nie była tania - 18 złotych za motek 50g (ja dorwałam trochę taniej z powodu wyprzedaży koloru).
Kiedy Piumerino firmy Silke wreszcie do mnie dotarła, wciąż nie byłam do niej zrażona. Wydawała się ładna i miękka, chociaż nie tak szlachetna, jak spodziewałam się po 100% merynosie.


Pierwsze wątpliwości pojawiły się, gdy zaczęłam dziergać. Zazwyczaj oczka wychodzą mi w miarę równe, wiadomo - mistrzostwo świata to to nie jest, ale tragicznie też nie wygląda. Tymczasem w dziecięcym sweterku, który wydziergałam jako pierwszy, powstały same krzywulce. Liczyłam, że wyrówna się to podczas blokowania, ale niestety, nie było ani trochę lepiej.


Jako że jestem osobą upartą, nie skreśliłam włóczki od razu, mając przecież niezłe zapasy. Postanowiłam użyć drutów dużo mniejszych, o wiele mniejszych nawet, niż zaleca producent, bodajże 3mm i zrobić czapkę do kompletu. Niestety, ani odrobinę lepiej. Ryż, który wyszedł, wołał o pomstę do nieba. Gdybym zaczęła swoją przygodę z właśnie tą włóczką, niby drogą, taaaak ekskluzywną, uznałabym, że jestem beznadziejną dziewiarką i rzuciła dzierganiem w cholerę.


 Na szczęście trochę doświadczenia już mam, aby wiedzieć, że to nie ze mną coś nie tak, a z włóczką.
Poza nierównymi oczkami, zarzuciłabym naszej Piumerino twardość jak na niby szlachetną wełnę merynosa. Nie gryzie co prawda, ale też nie ma tej charakterystycznej miękkości, a po praniu (w warunkach zalecanych przez producenta) robi się jeszcze bardziej twarda, do tego splot się spłaszcza i wzór nie wygląda już tak atrakcyjne. Wydaje się taka "akrylowa", sztuczna. Mechaci się również ekspresowo, wystarczą 2-3 założenia wydzierganej  rzeczy i pełno na niej kulek.


Może nie jest to najgorsza włóczka, z jakiej w życiu dziergałam, ale ze względu na cenę oraz obiecujący skład, gdy tymczasem napracujemy się i otrzymamy klapę — nie polecam.

Cukiereczki dla najmłodszych, czyli DMC Baby Cotton

$
0
0

Witajcie, kochani, po zawstydzająco długiej przerwie w blogowaniu. Czas już jakiś temu otrzymałam sporo uroczych, bawełnianych kłębuszków od DMC do wypróbowania. W paczce znalazły się dwa "modele" włóczek, czyli 100% Baby Cotton oraz maleńkie, 20-gramowe Happy Cotton od wspomnianej firmy. O tych maluszkach opowiem Wam za jakiś czas, a dzisiaj chciałabym się trochę pozachwycać pierwszą z wymienionych włóczek.

Jak nietrudno się domyślić z nazwy, jest to stuprocentowa bawełna. I bardzo dobrze, że skład jest naturalny: szczerze mówiąc, nie bardzo przepadam za akrylowymi włóczkami z dopiskiem "baby" i raczej bym dziecka w plastik nie ubrała.
Kłębek liczy sobie 50g, czyli 106 metrów, co czyni go ani nie za grubym, ani nie za cienkim i pozwala na szerokie spektrum zastosowań, o których za moment. Na razie dodam jeszcze, że producent proponuje druty i szydełko 3,5-4mm, ale oczywiście w zależności od potrzeb możemy zastosować mniejsze lub większe.


Do czego, moim zdaniem, można wykorzystać te cuda? Jak już wspomniałam, jest to włóczka bardzo uniwersalna. Nazwa wskazuje, że produkowano ją z myślą o dzieciach, i ja się z tym zgadzam. Skład jest ok, grubość jest ok, a więc nada się na ubranka (zarówno wiosenno-letnie, jak i jesienne, np. pod kurtkę), kocyki, akcesoria, jak i maskotki.
Ale moim zdaniem, nawet nie mając w otoczeniu żadnego malucha, możecie śmiało po nią sięgnąć. Świetna będzie na bluzeczki, cienkie sweterki, spódnice, lejące się chusty i inne. Szczególnie, że kusi przecudną paletą barw, pełną zarówno delikatnych pasteli, jak i energetycznych akcentów.

Źródło grafiki: http://dmc-cw.com.pl/produtkty/100-baby-cotton/

Kilka słów o pielęgnacji. Jest bardzo prosta: wrzucamy do pralki, ustawiamy na 40 stopni i gotowe! Ja w takiej temperaturze piorę wszystkie dziecięce ciuszki, więc mogę udziergi wrzucić normalnie do córkowego kosza na pranie. Pamiętać należy tylko, że do naturalnych włóczek nie powinniśmy używać płynu do płukania, ponieważ "zatyka" on nam przestrzenie, czyniące w naturalny sposób włóczkę oddychającą. Po prostu tracimy w ten sposób część jej cennych właściwości.


Jeżeli chodzi o mnie, wrzuciłam bawełnę zarówno na szydełko, jak i na drutki. Powstały z tego dwa dziewczęce udziergi. Jednym z nich jest sukienka, ozdobiona na spódnicy ananasowym wzorem. Uprzedzając pytania, schematu nie posiadam, gdyż robiłam z głowy.



Drugie moje "dziełko" to prosty sweterek na drutach, robiony w jednym kawałku od góry. Korpus sweterka to ścieg pończoszniczy, rękawy również - tyle że na lewej stronie. Jedyną ozdobę stanowi kilka frędzli. Przy okazji swetra, bardzo ułatwiłam sobie pracę nie tylko zastosowaniem swojego ulubionego raglanu, ale też dzierganiem dwóch rękawów jednocześnie. Pozwoliło to uniknąć ślamazarstwa nad jednym z nich, a także równiutko, w tych samych miejscach, zwęzić i wyprofilować ich kształt.




Cóż, pora na refleksje końcowe. 100% Baby Cotton DMC to włóczka mojego bodaj najulubieńszego producenta, której główną zaletą jest całkowicie naturalny skład, połączony z certyfikatem Oeko-Tex, a więc nadający się dla maluchów od pierwszych chwil życia. Przy tym, jak na bawełnę, włóczka jest zadziwiająco miękka i sprężysta. Łatwo się ją pielęgnuje, dobrze trzyma kształt, ładnie się układa i można ją zaliczyć do całorocznych.
Zostały mi jeszcze dwa motki pomarańczowego, na pewno zostaną wykorzystane. Teraz zabieram się za Happy Cotton, a poza tym pogoda skłania mnie ku czemuś z wełny, żeby sobie pogrzać kolanka i ręce.
A Wy, z jakich włóczek dziergacie teraz, w okresie przejściowym? Próbujecie jeszcze zatrzymać lato, czy już może pilnie szykujecie się na zimę?
Przy okazji, zapraszam serdecznie do poniższego wpisu, aby dowiedzieć się, jakie włóczki i dlaczego, są najlepsze na jesień-zimę. Mam na myśli nie narzucanie konkretnych marek i modeli, ale przewodnik po włóknach, z jakich produkuje się włóczki. Wystarczy kliknąć TUTAJ (klik). 

DMC Happy Cotton i wzór na niemowlęce buciki

$
0
0

Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o włóczce, która niewiele różni się od poprzedniej. Wydawałoby się, że wcale się nie wyróżnia na tle innych bawełnianych kłębuszków na rynku, gdyby nie to, że występuje w iście calineczkowym rozmiarze.
DMC Happy Cotton to włóczka dedykowana przez mojego ulubionego producenta głównie do amigurumi. Jej sporym atutem jest to, że występuje w naprawdę wielu kolorach, a przy tym motki liczą sobie zaledwie 20 gramów, czyli 1/5 takiego standardowego motka. Może wydawać się to głupie, dopóki nie potrzebujemy niewielkich ilości włóczki, ale za to w wielu wariantach kolorystycznych. Tak jest na przykład przy dzierganiu maskotek, ale i popularnych, kolorowych toreb, tapestry crochet, corner to corner czy żakardów na drutach. Sprawdzi się także przy małych formach, różnego rodzaju ozdobach.


Skład to 100% bawełny, certyfikowanej przez Oeko-Tex, co oznacza, że może być używana nawet dla noworodków (jak dla mnie z certyfikatem OT100 nada się nawet na ośmiorniczki dla wcześniaków, ale z tego co wiem, akcja ta ma swoje wybrane włóczki). Motek 20-gramowy liczy około 43 metry. a przeznaczony jest na szydełko i druty 3,5-4mm, choć do amigurumi brałabym stanowczo mniejsze. Paleta liczy 50 kolorów. Doskonale łączy się z włóczką, o której pisałam w poprzedniej recenzji, czyli DMC Baby Cotton.

Źródło grafiki: http://dmc-cw.com.pl/produtkty/happy-cotton-art-392/
Jak wiecie, ja mam dwie lewe ręce do amigurumi, z tego powodu długo zastanawiałam się, co mogłabym z naszej szczęśliwej bawełny zrobić. Aż pewnego weekendu schowałam na spacer trzy motki do plecaka, i tak zaczęłam dłubać buciki dla maluszka. Przyznam, że takie małe, proste rękodzieło było niezłym relaksem, dawno czegoś podobnego nie robiłam i zapomniałam już, jakie to miłe. Na moją gwiazdę takie niechodki są już stanowczo za małe, ale w najbliższej rodzinie oczekiwana jest maleńka dziewczynka, mająca się pojawić w listopadzie, także na prezent będą jak znalazł. :)



Tak naprawdę, chcąc opisać wrażenia z dziergania Happy Cotton, musiałabym powtórzyć wszystko z poprzedniego wpisu. Nie będę tego robić, więc zachęcam do zajrzenia tam (klik), a dodam tylko, że pośród licznych zalet włóczki dostrzegam jeden minus - cenę. 5-6 złotych za tak maleńki motek to jednak cena mało ekonomiczna, ale przynajmniej włóczka nadrabia jakością. Jest też dosyć wydajna, z moich trzech moteczków powstałaby jeszcze spokojnie opaska na główkę maluszka i jakaś ozdoba do niej.


A teraz szybki wzór na buciki z tej włóczki. Wychodzi rozmiar na ok. 2 miesiące (zależy od stópki malca), ale przy odrobinie matematyki i chęci możecie go sobie zmodyfikować.

Biały:
1. 10 oczek łańcuszka
2. 1 oł, 3 półsłupki z narzutem w to samo oczko, po 1 psł.z.n. w kolejne 8 oczek, 5 psł.z.n. w kolejne oczko, po 1 psł.z.n. w kolejne 8 oczek (wypadną tak jakby pod poprzednimi 8 półsłupkami), 2 psł.z.n. w kolejne oczko (to samo, w które na początku zrobiliśmy już 3 psł.z.n.), zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n. (nie w oczko ścisłe!).
3. 1 oł, po 2 psł.z.n. w kolejne 3 oczka, po 1 psł.z.n. w kolejne 8 oczek, po 2 psł.z.n. w kolejne 5 oczek, po 1 psł.z.n. w kolejne 8 oczek, po 2 psł.z.n. w kolejne 2 oczka, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
4. 1 oł., (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w kolejne oczko) x 3, po 1 psł.z.n. w 8 kolejnych oczek, (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w kolejne oczko) x 5, po 1 psł.z.n. w 8 kolejnych oczek, (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w kolejne oczko) x 2, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
5. 1 oł., (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w 2 kolejne oczka) x 3, po 1 psł.z.n. w 8 kolejnych oczek, (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w 2 kolejne oczka) x 5, po 1 psł.z.n. w 8 kolejnych oczek, (2psł.z.n. w jednym oczku, 1 psł.z.n. w 2 kolejne oczka) x 2, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
6. 1 oł, po jednym półsłupku W TYLNĄ NITKĘ każdego oczka poprzedniego rzędu, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy półsłupek.

Uff, najtrudniejsza część, czyli podeszwa, za nami!

Brązowy:
7-9. 1 oł, po 1 półsłupku zwykłym w każde oczko łańcuszka, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy półsłupek.

Różowy:
10. 1 oł, po 1 psł.z.n. w 23 kolejne oczka, dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka /czyli narzut, wbić szydełko w kolejne oczko łańcuszka, przeciągnąć nitkę, wbić szydełko w kolejne oczko łańcuszka, przeciągnąć nitkę, złapać i przeciągnąć nitkę od kłębka przez powstałe 4 pętelki na szydełku/, (po 1 psł.z.n. w 2 kolejne oczka, dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka) x 4, po 1 psł.z.n. w każde kolejne oczko do końca okrążenia, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
11. 1 oł, po 1 psł.z.n. w 23 kolejne oczka, (dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka, 1 psł.z.n. w kolejne oczko) x 5, po 1 psł.z.n. w każde kolejne oczko do końca okrążenia, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
12. 1 oł, po 1 psł.z.n. w 23 kolejne oczka, (dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka) x 5, po 1 psł.z.n. w każde kolejne oczko do końca okrążenia, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
13. 1 oł, po 1 psł.z.n. w 22 kolejne oczka, dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka, trzy półsłupki z narzutem połączone górą w kolejne trzy oczka /czyli narzut, wbić szydełko w kolejne oczko łańcuszka, przeciągnąć nitkę, wbić szydełko w kolejne oczko łańcuszka, przeciągnąć nitkę, wbić szydełko w kolejne oczko łańcuszka, przeciągnąć nitkę, złapać i przeciągnąć nitkę od kłębka przez powstałe 5 pętelek na szydełku/, dwa półsłupki z narzutem przerabiane górą w kolejne dwa oczka, po 1 psł.z.n. w każde kolejne oczko do końca okrążenia, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
14. 1 oł, po 1 psł.z.n. w 21 kolejnych oczek, trzy półsłupki z narzutem połączone górą w kolejne trzy oczka, po 1 psł.z.n. w każde kolejne oczko do końca okrążenia, zamknąć oczkiem ścisłym w pierwszy psł.z.n.
13. BEZ OCZKA ŁANCUSZKA, (5 słupków w drugie oczko od szydełka, oczko ścisłe w drugie oczko od tego, w które wbite są słupki) x powtarzać do końca okrążenia, oczko ścisłe w pierwsze oczko okrążenia.
Uciąć nitkę, schować i zakończyć.

Zapewniam, że ten wzór tylko na pierwszy rzut oka wygląda tak skomplikowanie. Jak zaczniecie robić, wszystko się rozjaśni ;) Czas wykonania jednego butka to, w zależności od umiejętności, około godzina, może mniej.


Mam ogromną nadzieję, że podzielicie się ze mną wrażeniami na temat dzisiejszego wpisu, a najlepiej zdjęciami  bucików zrobionych według instrukcji ;) Nie zapomnijcie też napisać, jak Wam się podoba nowe logo bloga, zaprojektowane przez Pana Męża! Pamiętajcie, że najłatwiej ze swoimi pytaniami lub wiadomościami dorwać mnie na Facebooku, gdzie znajdziecie mnie pod hasłem Wyszydełkowana. Ciepłe, mimo pogody, pozdrowienia!

Grzech 7.: Lenistwo

$
0
0
Z okazji ukończenia sweterka, który Wam zaraz pokażę, przygotowywałam zupełnie inny wpis. Miałam nazwać go Babim latem, miały być piękne zdjęcia i historia, jak to w lutym dostałam od męża na urodziny cudowną, miękką włóczkę, którą przerobiłam właśnie w to oto dzieło. Ale będzie zupełnie inaczej, bo jest mi z jego powodu zwyczajnie smutno. I to na moje własne życzenie.

wool alpaca merino knitting crocheting yarn

Jak już wspomniałam, prace rozpoczęłam w lutym - od dokładnego planu. Zrobiłam próbkę, wyprałam ją ręcznie, dokładnie wyliczyłam potrzebną ilość oczek. Rozrysowałam wszystko, zaczerpnęłam ładny motyw z książki Wydawnictwa RM "450 ściegów na drutach" i rozpoczęłam pracę. Dziergałam zazwyczaj wieczorami albo w krótkich wolnych chwilach, kiedy akurat nie byłam na studiach, a moja córeczka spała lub zajmował się nią ktoś inny, oczywiście tylko jeśli nie miałam akurat obowiązków. Były to momenty praktycznie siłą wyrywane z mojej doby.

Po kilku przerwach, po nauce robienia dwóch rękawów jednocześnie dzięki niezawodnej Drutoterapii, wreszcie skończyłam. Był początek października, czyli czekałam na ten moment osiem miesięcy. Byłam tak niecierpliwa, że jeszcze bez prania założyłam go na rodzinny wypad i udało się zrobić trochę ładnych zdjęć.

handmade wool knit

Zgubiło mnie moje własne lenistwo. Otóż zamiast poświęcić chwilę na pranie ręczne, zapakowałam go do pralki. Ustawiłam program delikatny i temperaturę 30 stopni, mając głowę spokojną: przecież robiłam tak już ze swoimi wełnianymi udziergami. Problem w tym, że wcześniej używałam pralki u mojej mamy, a teraz pierwszy raz wyprałam coś swojego u nas, w nowej pralce.



Po swetrze zostały mi piękne zdjęcia... i sfilcowany gałganek, który może i byłby dobry na moją dwulatkę, gdyby nie był tak sztywny. Spróbuję jeszcze sposobów na zmiękczenie filcu: do pierwotnych rozmiarów raczej nie wróci, ale może chociaż zrobi się dobry na malutką i będzie miała coś ciepłego pod kurtkę na srogą zimę. Ale i tak mi smutno.



Także, kochani, apel do Was. Ja już nie będę tak głupia i nie zmarnuję wielu godzin pracy, chcąc sobie oszczędzić dziesięciu minut prania. Od dziś wszystkie wełniane udziergi piorę ręcznie i do tego też Was namawiam. Nie ufajcie programom w pralce.


A na koniec zestawienie: mój ostatni sweter oraz pierwszy, jaki zrobiłam na drutach. Wygrzebałam Pana Cekiniastego z dna szafy i, stwierdziwszy, że za bardzo opina mnie w biuście oraz jest mi w nim za gorąco, podarowałam go dziewczynie mojego brata.


Midnight — blask w oczach

$
0
0
Witajcie, kochani! Wiem, że dawno nic nie pisałam i biję się w pierś, ale czasu starcza mi albo na dzierganie, albo na rozpisywanie się na blogu. Na szczęście moje robótki można też śledzić na Facebooku, gdzie opisuję wszystko w miarę na bieżąco. Planuję też co nieco wpisów mniej włóczkowych, a bardziej poradnikowych, na przykład takiego molocha na temat dziergania sweterków i bluzek z głowy.

Ale do rzeczy, bo nie wpadłam tu, by pisać o swoich planach czy składać czcze obietnice, ale po to, by przedstawić fajną włóczkę! 


Mamy przed sobą przędzę jednego z moich ulubionych producentów — starej i bardzo cenionej firmy DMC — o poetyckiej nazwie Midnight. Włóczka ta składa się w 36% z akrylu, 30% wełny, 30% poliamidu, 4% metalizowanego poliestru. Skład nie jest najgorszy, choć w większej części sztuczny. Wełna zapewnia ciepło, natomiast poliamid — efekt sztucznego moherku, miękkość i puszystość. 
W 50 gramach wcale nie tak małego motka znajdziemy 110m nitki.
   

Włóczka nadaje się zarówno na druty, jak i szydełko. Producent rekomenduje rozmiar 5mm, natomiast moim zdaniem robiąc czapki, kominy czy swetry powinniśmy wziąć na to poprawkę i sięgnąć po rozmiar 4-4,5mm, a przy ażurach, szalach i chustach spokojnie możemy poszaleć nawet do rozmiaru 6mm.
Kolorów nie ma zbyt wielu, zaledwie 9, lecz wszystkie są piękne. Paleta barw, zaczerpnięta z polskiej strony producenta prezentuje się tak:


Włóczka nadaje się przede wszystkim na odzież. Trzeba uważać, bo trochę drapie: nie wiem, czy to kwestia włoska, wełny, czy może metalicznej nitki, lecz wrażliwców będzie trochę podgryzać, więc nie powinni zakładać jej na gołe ciało. Mnie tam mało która włóczka jest w stanie pogryźć, więc nie narzekam.
Z Midnight wyjdą przepiękne chusty, szale, czapki, rękawiczki, kominy, a przede wszystkim swetry, kamizelki i kardigany. W udziergu z tej eleganckiej włóczki zadawać można szyku i jednocześnie nie bać się zimna. Wiem, że zima, o ile jakaś w ogóle była, już dobiega końca, lecz ja wiosną lubię nosić ciepłe swetry zamiast kurtki, tak więc mnie na pewno się przyda.

Jak widzicie, ja zdecydowałam się na zrobienie swetra. Posłużyłam się drutami 4,5mm, zużyłam na niego 6,5 motka (rozmiar M). Okazuje się więc, że włóczka jest bardzo wydajna! 
Sweterek nosi się cudownie, jest bardzo lekki, a włosek wypełnia dziury w ażurowym wzorku, dzięki czemu nie wieje po ciele. Może nie najważniejszym, lecz dla mnie dość istotnym atutem jest fakt, że pięknie mieni się w słonku — typowa ze mnie sroka ;) Trzeba tylko uważać, bo przy pierwszym praniu farbuje!


Jeżeli chodzi o samą pracę z Midnight i to, co następuje tuż po. Dzierga się przyjemnie, choć nie polecam ostrych drutów, ze względu na lekką tendencję do rozwarstwiania się. Raczej warto przygotować sobie albo narzędzia metalowe, albo z porządnego drewna, nie takie typowe bambusy — chodzi o to, by włosek się nie zaczepiał, lecz ślizgał. Ostrzegam też, że gubi błyszczące nitki i po pracy to pieroństwo znajdziemy wszędzie, nawet na własnym mężu ;)
Pracę pierzemy w 40°C, nie prasujemy, suszymy na płasko. Jak już wspomniałam, nie mieszajcie z białym, bo przy pierwszym praniu zafarbuje. Gotowy wzór raczej się nie rozciąga, nie zmienia swojego rozmiaru, lecz i tak — jak zawsze — polecam wyprać próbkę przed obliczeniami.


Cóż, moja ocena jest zdecydowanie pozytywna. Włóczka nie należy do tanich (ok.16zł za motek), lecz zdecydowanie się wyróżnia na polskim rynku. Błysk jest wyraźny, lecz nie jarmarczny, bo nitka metalizowana pięknie miesza się z długim włoskiem. Udziergi z tej włóczki będą bardzo widowiskowe i na pewno zrobią wrażenie na znajomych! 
O konstrukcji samego swetra mam nadzieję napisać jeszcze osobny wpis, mam nadzieję, że nie za kolejne kilka miesięcy. Tak więc do zobaczenia, mam nadzieję! 
Wiem, że mamy już prawie wiosnę, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi ten nieco zimowy jeszcze wpis ;) 

8 rad, jak stworzyć reglan własnego pomysłu

$
0
0
Witajcie, kochani! Do tego wpisu zbieram się już od dawna, ale ciągle coś mnie od niego odciąga. Tymczasem przymusowa izolacja sprzyja kreatywności, zarówno mojej, jak i Waszej. Dlatego właśnie zapraszam Was na wpis, w którym mam nadzieję rozjaśnić co nieco wątpliwości na temat projektowania i wykonywania własnego swetra czy bluzki metodą bezszwową od góry!

Nie będzie to wzór krok po kroku, nie będzie to nawet szczegółowy poradnik. Zamierzam podzielić się za to kilkoma ważnymi radami, które pozwolą Wam wymyślić coś od zera, z głowy, tak jak zazwyczaj i ja robię.
Do pracy potrzebne będą druty na żyłce 80 albo 100cm (będziemy korzystać z magic loopa), do tego coś na odłożenie rękawów. Może być duża agrafka do łapania oczek (jednak z nią nie da się przymierzyć sweterka w trakcie pracy), może być kawałek kontrastowej włóczki, żyłka lub krótkie druty na żyłce, takie do robienia czapek, niekoniecznie we właściwym rozmiarze.
Do tego oczywiście dobra włóczka — na złą szkoda czasu — w ilości niemożliwej dla mnie do przeliczenia, bo to zależy od wzoru i rodzaju włóczki. Cienkiego moherku może wystarczyć 100g, grubej, ciężkiej wełny możemy potrzebować i kilograma.


I PRÓBKA

To chyba najważniejsza rada, jaką tu przeczytacie. Dobrze wykonana próbka stanowi klucz do sukcesu. Nie może być ona małym prostokącikiem o szerokości 10 oczek, bo będzie zwyczajnie niemiarodajna. Wykonujemy kwadrat o rozmiarach co najmniej 10cm na 10cm tym wzorem, którego w naszym udziergu będzie najwięcej (później przy obliczeniach możemy wziąć poprawkę na to, że np. jakiś warkocz przez środek zwęzi nasz raglan, a ażur go nieco poszerzy). TAK WYKONANĄ PRÓBKĘ NALEŻY WYPRAĆ! Wiele osób o tym zapomina, a tymczasem włóczki pracują podczas prania, szczególnie pierwszego. Piorąc próbkę w dokładnie takim detergencie i w takiej temperaturze wody, jaką zamierzamy zastosować już na gotowej rzeczy. W ten sposób nie tylko unikniemy przykrej niespodzianki pod tytułem sweter mi się dwa razy powiększył, ale i zweryfikujemy, czy ten program prania, który wybraliśmy, oszczędzi włóczkę przed sfilcowaniem czy innym zniszczeniem.

II OBLICZENIA

Kto w szkole nie lubił matematyki, ręka w górę! Ja mojej nie podniosłam, bo ten przedmiot nie stwarzał mi problemów, wręcz przeciwnie — nawet dobrze się dogadywaliśmy. I całe szczęście, bo królowa nauk bardzo przydaje się przy dzierganiu, szczególnie takim własnego pomysłu. Na szczęście, wystarczy jej podstawowa znajomość, bo zatrzymamy się na dodawaniu, odejmowaniu, mnożeniu i dzieleniu; żadne tam przerażające funkcje czy całki ;)
Obliczenia są bardzo ważne, szczególnie na początku. Moje zazwyczaj robię w kalendarzu i przypominają raczej plany bomby atomowej, niż cokolwiek związanego z robótkami.
Przede wszystkim, musimy wyliczyć, ile nabrać oczek na początek. Ja zazwyczaj nabieram na obwód swojej głowy, chyba że chcę głęboki dekolt, wtedy jest ich siłą rzeczy więcej. 
Warto przy swoich obliczeniach wykorzystać tabelkę samoliczącą, zwaną przeze mnie kalkulator raglanu, którą stworzyła Intensywnie Kreatywna (link: http://www.intensywniekreatywna.pl/wp-login.php?redirect_to=/wszystko-co-do-pobrania/)

III PROPORCJE

Ten punkt w sumie wiąże się z poprzednim. Chodzi o to, że w swoich obliczeniach musimy zawrzeć proporcje własnego ciała. Ja mam na przykład dość szczupłe ręce i rozdzielając oczka na reglan, zazwyczaj dzielę liczbę oczek początkowych przez 6 i jeden rękaw to mniej-więcej (raczej mniej o 3-4 oczka) 1/6 całości. Wiem za to, że mam stosunkowo obfity biust... no, może nie jakiś bardzo imponujący, ale jednak go mam... więc, kiedy rozdzielam oczka na przód i tył, to zamiast zrobić je po równo (2/6 całości), "zabieram" kilka oczek z pleców i "dokładam" je do przodu. Męskiego swetra nigdy nie robiłam, ale patrząc na proporcje ciała panów, możnaby się pokusić o zrobienie czegoś dokładnie odwrotnego, bo plecy u nich bywają szersze.

IV LINIA RAGLANU

Linia ta to miejsce, w którym dodajemy oczka, aby robótka stopniowo nam się rozszerzała od karczku, aż do punktu, w którym oddzielimy rękawy od korpusu. Kwestię swetrów z okrągłym karczkiem pozwolę sobie pominąć, bo za takimi nie przepadam, wolę te "prostokątne" wersje. 
W nich dodajemy po dwa oczka na plecach (na początku i końcu), na przedzie, i na każdym z rękawów, a więc w sumie przybywa nam 8 oczek co drugi rząd. Oczywiście to tylko propozycja, bo dodawanie oczek możemy sobie dowolnie rozplanować, na przykład ja w aktualnym sweterku dodaję w jednym okrążeniu oczek 16, ale za to przez kolejne 3 okrążenia nie dodaję nic.
Mamy tu spore pole do popisu. Możemy zrobić narzuty, albo dodawać oczka przez podniesienie nitki z poprzedniego rzędu, albo przerobić dwa oczka w jednym. Możemy pomiędzy dodawanymi oczkami nie robić żadnej przerwy (chyba że między narzutami, wtedy musi być przynajmniej jedno oczko), możemy zrobić na przykład jedno lub dwa oczka lewe, albo bardziej ozdobnie, warkoczyk. Można też pokusić się o bardzo ozdobną linię raglanu, którą znajdziemy w internecie. Moja ostatnia miłość to ta z poniższego filmu. https://youtu.be/fTjhxOrvZOc
Warto miejsce dodawania oczek oznaczyć sobie markerem.
Dodając oczka, dochodzimy do momentu, gdy robótkę da się rozłożyć na płasko, pośrodku mamy otwór ma głowę, suma szerokości przodu i tyłu równa się naszemu obwodowi pod pachami, a szerokość rękawa obwodowi ręki. Wtedy oczka z rękawów odkładamy na inny drut czy co tam mamy do zabezpieczenia przed pruciem, a pracujemy tylko na korpusie swetra.


V DEKOLTY I WERSJE ROZPINANE

Sprawa jest bardzo prosta. Aby uzyskać wersję rozpinaną sweterka, musimy po prostu dziergać w rzędach, odwracając robótkę, zamiast w okrążeniach. Podobnie sprawa się ma z dekoltami czy na przykład łezkami na plecach. Tam, gdzie robótka ma się nam rozdzielić, robimy w rzędach, na przykład zaczynamy dziergać w ten sposób i dopiero po uformowaniu dekoltu przechodzimy do robienia na okrągło. Aby uzyskać dekolt okrągły, odsłaniający nieco ramiona, wystarczy nabrać więcej oczek i od razu robić okrążenia, ale już do dekoltu szpiczastego należy nabrać mniej oczek na przód, rozdzielić je w następujący sposób: 1/2 przodu, rękaw, tył, rękaw, 1/2 przodu, i co drugi rząd na początku i na końcu rzędu dodawać jedno oczko. Dopiero po uzyskaniu satysfakcjonujących rozmiarów dekoltu można zacząć robić w okrążeniach.
Wiem też, że niektóre panie używają metody rzędów skróconych, aby linia pleców była wyżej, niż linia dekoltu, ja jednak z tego nie korzystam. Lubię w ręcznie robionych sweterkach odsłonięte plecy.
 
VI PACHA

Przechodzimy do robienia rękawów. Pierwsze, co zapewne rzuci się w oczy, to wielka dziura pod pachą. Absolutnie się tym nie martwimy! Można to spróbować zniwelować, nabierając jeszcze kilka oczek z brzegów tej dziury, nim zamkniemy rękaw w okrążenie, ja jednak rzadko to robię. To miejsce wymaga niestety zszycia po zakończeniu pracy, ale obiecuję, że to bardzo mały szew i jedyny, jaki musimy wykonać, dziergając tą metodą.

VII RĘKAWY

Są niestety moją zmorą. No nie lubię ich dziergać i zajmują mi zdecydowanie więcej czasu, niż korpus, dlatego w najbliższym czasie zamierzam stworzyć kilka bluzek, w których rękawy będą krótkie. 
Jest jednak jeden sposób, w jaki możemy sobie ułatwić dzierganie. Ja nie cierpię robić najpierw jednego rękawa, później drugiego: zapominam zapisać, jak go formowałam, gdzie odejmowałam oczka, myli mi się liczenie okrążeń. Na szczęście z pomocą przyszła mi Drutoterapia i sposób na wykonywanie dwóch rękawów jednocześnie, na tych samych drutach z żyłką. Dzięki temu wychodzą zawsze idealnie równiutkie.

VIII KREATYWNOŚĆ I PRAKTYKA

Robienie swetra czy bluzki z głowy wymaga od nas kreatywności, ale też elastyczności. Korpus swetra już jest dobry i możnaby rozdzielić oczka, ale rękawy są zbyt wąskie? Nic nie szkodzi, robimy jeszcze kilka okrążeń, gdzie nie dodajemy oczek w części "przód" i "tył", a jedynie na rękawach. Oczka już rozdzielone, dochodzimy do wysokości biustu, a tu okazuje się, że będzie problem z jego zmieszczeniem? Ponownie, dodajemy kilka oczek po bokach przodu, które ujmiemy później na wysokości talii. Za mało włóczki? No to może zrobimy dużymi drutami, rękawy do łokcia i wystarczy, a może mamy coś, co ładnie się połączy. Przykłady można mnożyć, przy dzierganiu trzeba po prostu myśleć, dostosować się i być może zapytać na grupie dziewiarskiej o pomoc, kiedy okaże się ona potrzebna, a my utkniemy. To żaden wstyd! :)
Plusem metody raglanu/reglanu od góry jest to, że możemy przymierzać robótkę w trakcie i dostosować ją do naszej sylwetki na bieżąco praktycznie w każdym momencie, a im więcej swetrów czy bluzek zrobimy, tym bardziej automatycznie będzie nam to z czasem szło. 
A satysfakcja z własnego pomysłu i wkomponowania własnego wzoru jest bezcenna, zapewniam!


Mam nadzieję, że moi czytelnicy coś dodadzą do powyższych rad w sekcji komentarzy :) Zachęcam też do dzielenia się przemyśleniami i pytaniami. Buziaki i do zobaczenia w kolejnym wpisie, mam nadzieję wkrótce!

Ozdobna linia raglanu /reglanu #1

$
0
0
Witajcie, kochani! Dzisiaj krótki post, ale za to z filmem, a to dlatego, że chciałam Wam pokazać, jak zrobić ozdobną linię raglanu w swetrze. Film jest bez tłumaczenia słownego, dlatego najpierw zamieszczam opis, jakie czynności należy wykonać, a później obrazujące to video.
To moja pierwsza próba z kamerką sportową na czole, więc proszę, bądźcie wyrozumiali — i dajcie znać, czy się podobało! W planach mam jeszcze kilka ozdobnych linii raglanu, ale wszystko zależy od odbioru.



Żeby wykonać taką ozdobną linię raglanu, należy wyznaczyć sobie środek tej linii oczkiem lewym. Po obu jego stronach będziemy dodawać oczka, aby robótka nam się rozszerzała. Działamy tak naprawdę na pięciu oczkach: dwa oczka prawe przed, oczko lewe, dwa oczka prawe za.
Kiedy zostały nam już tylko dwa oczka prawe do naszego środka w postaci oczka lewego, przerabiamy je razem na prawo, POCHYLONE W PRAWO, nie ściągamy z drutu, robimy narzut, przerabiamy te same oczka jeszcze raz na prawo. Robimy oczko lewe. Przerabiamy kolejne dwa oczka razem na prawo, POCHYLONE W LEWO, nie ściągamy z drutu, robimy narzut, przerabiamy jeszcze raz te same oczka.
   Jeżeli przerabiane dwa oczka na prawo nie chcą nam się pochylić od razu w odpowiednią stronę, możemy sobie pomóc, przekładając je chwilowo na drugi drut bez przerabiania, tak jak zrobiłam to ja przy oczkach pochylonych w lewo.


Chowanie nitki w trakcie pracy - druty

$
0
0
Chowanie końcówki nitki to rzecz, której szczerze nie lubię w dzierganiu, podobnie zresztą jak dużo dziewiarek. Jestem za tym, żeby sobie życie maksymalnie ułatwiać, dlatego gdy dowiedziałam się, że nitki można chować w trakcie pracy, musiałam tego spróbować!
Od tego czasu, a minęło już kilka miesięcy, korzystam nieustannie z tego sposobu.
Ponownie, film jest bez słów, dlatego najważniejsze rzeczy, o których należy pamiętać, postaram się Wam tu opisać.

Najważniejszą sprawą jest to, że sposób niestety nie nadaje się do wzorów ażurowych, bo przy nich nie będzie wyglądał tak ładnie i subtelnie.
Zazwyczaj, gdy zmieniamy kolor, albo po prostu skończy nam się kłębek i musimy przyłączyć następny, siłą rzeczy mamy dwie nitki do schowania. Raczej unikamy chowania obu jednocześnie. Zaczynamy od końcówki nitki, która pozostała nam po ostatnim przerobionym motku, chowamy ją w jednym rzędzie, następnie, jeśli robimy w okrążeniach, w kolejnym zaczynamy wrabiać końcówkę przyłączonej nitki, kiedy znajdziemy się na jej wysokości, a jeśli robimy w rzędach, przerabiamy lewy rządek, i dopiero w prawym, gdy znajdziemy się na wysokości końcówki przyłączonej nitki, zaczynamy ją wrabiać.
Cały sposób opiera się na tym, że po każdym przerobionym oczku, bierzemy końcówkę nitki i oplatamy ją wokół tej włóczki, którą aktualnie dziergamy - tak jak na filmiku. Ile razy to zrobić, to znaczy, po ilu kolejnych oczkach zatrzymywać się po to, aby narzucić tę wiszącą nitkę na włóczkę od kłębka? Wszystko zależy od grubości i śliskości włóczki oraz od tego, ile tak naprawdę mamy na to miejsca. Przy grubych, puchatych i włochatych włóczkach wystarczy nam kilka oczek, przy śliskich, typu bambus, bawełna merceryzowana, warto, aby tych oczek było więcej, nawet ok. 20.
Na filmiku niestety nie zauważyłam, że końcówka różowej nitki zrobiła mi się zbyt krótka - powinna mieć przynajmniej z 5-10cm, ale generalnie robimy z nią to samo, co pokazałam z niebieską, więc nie powtarzałam już tego ujęcia.
W każdym razie, nitka chowana takim sposobem jest niewidoczna z prawej strony robótki, z lewej troszkę ją widać, ale nie zaburza estetyki. Przede wszystkim jest to sposób bardzo prosty, niemal nie zauważamy niedogodności związanych z chowaniem nitek, nie musimy tego robić na koniec hurtowo, nie potrzebujemy igły dziewiarskiej.


Na koniec mam do Was ogromną prośbę! Jeśli podobał Wam się ten lub poprzedni film i chcielibyście takich więcej, zostawcie komentarz tu lub na fanpage, podeślijcie go znajomym albo udostępnijcie na swoim profilu czy w grupie robótkowej. Brak odzewu od odbiorców niestety bardzo deprymuje i czasem zastanawiam się, czy jest jeszcze sens robić to, co robię, i czy ktoś tego mojego bloga czyta. 
Druga sprawa: jak podoba Wam się nowy, odświeżony wygląd bloga? Bo ja jestem z tej zmiany bardzo zadowolona, moim zdaniem teraz jest tu przejrzyście i nowocześnie.

Bawełniana chmurka od Hobbii

$
0
0
Witajcie, kochani! Długo zbierałam się z tym postem, ale lepiej późno niż wcale ;) Chciałam Wam dziś przedstawić włóczkę o wdzięcznej nazwie Summer Cloud, czyli Letnia Chmurka. Otrzymałam od Hobbii dziesięć motków do przetestowania. Błękit jeszcze czeka na swoją kolej, ale róż zdążyłam już przerobić i mogę podzielić się wrażeniami.


Summer Cloud należy do grupy włóczek "bulky", mierzy sobie 75m/50g, co czyni ją dość grubą włóczką, przeznaczoną na druty 6mm. To, co zaskakuje w tym puchatym grubasku, to skład: zazwyczaj z taką chmurką kojarzą nam się włóczki wełniane, moherowe, akrylowe. To cudeńko natomiast to w aż 66 procentach bawełna, a w 34% akryl. 
Struktura włóczki przypomina luźny, siateczkowy sznureczek (zapewne bawełniany) z oplotem długiego, miękkiego włosia (jak przypuszczam, to właśnie ten dodatek akrylowy). Czyni więc ją to dosyć wyjątkową, bo nie jest typowo skręcana.


Włóczkę powinniśmy prać ręcznie, ja używałam wody ok.40°C i nic się z robótką nie stało, natomiast nie polecam pralki. Wrzuciłam do niej na szczęście tylko próbkę i chyba obroty (wcale nie tak wysokie, bo zawsze używam max 600) sprawiły, że ten akrylowy oplot brzydko się zmechacił i zbił w nieestetyczne kulki. Suszymy robótkę rozłożoną na płasko, natomiast trzeba się do tego uzbroić w cierpliwość, bo jak to bawełna, doskonale chłonie wodę i bardzo długo schnie.


Włóczka występuje w 15 kolorach, w większości delikatnych pastelach, które można obejrzeć na stronie Hobbii, o tu (klik). Barwy wydają się lekko cieniowane, jakby trójwymiarowe, co nadaje robótce piękny, marmurkowy efekt. Na zalinkowanej stronie możecie również podziwiać robótki z chmurki i wejść w posiadanie wzorów zaprojektowanych specjalnie na tę konkretną włóczkę.


Moim zdaniem świetnie nadaje się na wyroby dla dzieci, bo ma w większej części dobry, naturalny skład, a przy tym jest miękka i miła. Może z niej powstać odzież na w zasadzie wszystkie pory roku: od chłodnych wieczorów w lecie po rzeczy idealne do otulenia się w ogrzewanym pomieszczeniu zimą. Włóczka przyjemnie oddycha, nie powoduje pocenia się czy podrażnień, absolutnie nie gryzie. Można jej też użyć na puchate maskotki. Moim zdaniem stanowi dobry zamiennik dla tak uwielbianego przez wiele osób Dolphina, za którym ja bardzo nie przepadam, a jej grubość sprawia, że robótki szybko przybywa.


Ja zdecydowałam się na zrobienie prostego, raglanowego sweterka na drutach dla mojej trzylatki. Mała ma poważne AZS, a włosek pomimo to nie drażni jej wrażliwej skóry, taki jest miękki. 
Wzór nie jest skomplikowany, bo i inny by się nie przyjął. Summer Cloud właśnie najlepiej przerabiać na prostych wzorach, bez warkoczy czy ażurów. 
A jeśli wydaje się Wam, że oczka wychodzą jakieś nierówne, a całości brakuje estetyki, poczekajcie na pranie! Gwarantuję, że po nim dzianina wygląda o niebo lepiej.


No i jeszcze słowo o cenie. Obecnie Summer Cloud kosztuje 15zł, co wychodzi dość drogo, jak na 50-gramowy motek. Natomiast włóczka zdecydowanie jest wyjątkowa, rzadko spotyka się coś o podobnej strukturze i składzie, została dobrze przemyślana, a za to niestety trzeba zapłacić. W dodatku Hobbii często robi promocje, więc można wyrwać ją nieco taniej.
Jeżeli chodzi o Hobbii, nie jest to polska firma, wysyłają zza granicy, natomiast koszty przesyłki nie są specjalne wygórowane. Nie wiem, gdzie dokładnie mają magazyny: sama firma jest zdaje się skandynawska, a moje włóczki przyszły kurierem z Niemiec (w niecały tydzień od nadania, czyli bardzo szybko w dobie pandemii).
Zaletą Hobbii jest niewątpliwie mnogość różnych włóczek o bardzo różnorodnych składach. Mają chyba wszystkie włókna, jakie można sobie wymarzyć, a większość włóczek występuje w bogatej palecie barw. Jeszcze raz zachęcam do wejścia na stronę sklepu (wybieramy, zamawiamy i płacimy po polsku) - klik.
 
A gdyby przed Tobą, Czytelniku, stanął wybór jednego z kolorów Summer Cloud, który byłby to odcień?





Chusta Bluszcz - schemat

$
0
0
Witajcie! Niedawno ukończyłam taką chustę. Nie była moją pierwszą chustą w ogóle, ale pierwszą własnego pomysłu, dlatego jestem z niej szczególnie dumna.


Do jej zrobienia wykorzystywałam wygraną w konkursie włóczkę 100% merino od Herbe Design, farbowaną naturalnymi barwnikami (olcha i brazilwood). Mierzy ona 400m w 100g. Barwienie przyjmuje formę ombre od różu do jasnego brązu.
Użyłam drutów 3mm.


Schemat na chustę znajduje się poniżej, sama go rozrysowałam, więc przepraszam za jakość. Zaczynamy od nabrania jednego oczka, następnie odwracamy, robimy z niego trzy: oczko lewe, narzut, oczko lewe w to samo oczko. W kolejnym rzędzie robimy trzy oczka lewe, odwracamy robótkę i przechodzimy do rzędu oznaczonego na schemacie numerem 5, czyli robimy oczko lewe, dwa oczka lewe z jednego oczka (tak jak na poniższym filmie, tylko zamiast prawych wykonujemy lewe), oczko lewe.

Dalej dziergamy według schematu. Ogółem wzór powstaje na prawych oczkach, znajdujących się na tle wzoru francuskiego, tworzonego z lewych oczek. W dodatku w rzędach parzystych ja zawsze ostatnie oczko przerabiałam na prawo, a w rzędach nieparzystych to pierwsze oczko ściągałam z drutu bez przerabiania.


Wzór ten jest o tyle fajny, że możemy go powtarzać tak długo, jak chcemy, aż nie zużyjemy całej włóczki albo nie wyjdzie nam odpowiedni rozmiar chusty. Gdy chcemy kończyć, po prostu przerabiamy 4 rzędy oczkami lewymi na obu stronach robótki, aby wyszła ramka ze wzoru francuskiego, i zamykamy oczka.
Wadą natomiast jest to, że przed wypraniem ażur nie pokazuje pełni swojej urody i może nie wydawać się atrakcyjny. Zapewniam jednak, że po namoczeniu wszystko nabiera kształtów.






KRAFTING. Kreatywne DIY dla każdego

$
0
0

 Witajcie, kochani! Ostatnio w moim życiu zaszło wiele zmian, między innymi posłałam dziecko do przedszkola, wróciłam do czytania, zainteresowałam się też pisaniem kreatywnym na tyle, że pochłania ono lwią część mojego wolnego czasu. Oczywiście moje serce wciąż bije mocniej na widok włóczek, drutów i szydełek, dlatego gdy tylko zobaczyłam okładkę książki, którą zamierzam Wam dziś zaprezentować, wiedziałam jedno: muszę ją mieć. Dzięki uprzejmości grupy Helion jeszcze w dniu premiery trafił w moje ręce jej egzemplarz. 




Mowa o książce "KRAFTING. Kreatywne DIY dla każdego" autorstwa Marty Trędy, która ukazała się za sprawą wydawnictwa Septem 16 września 2020 roku. Pozycja liczy sobie 224 strony, ma nieco nietypowy, bo bardziej zbliżony do kwadratu, aniżeli prostokąta format, do tego oprawę określaną jako miękka - ja jednak nazwałabym ją średnio twardą, ponieważ przednia i tylna okładka są dość sztywne, na pewno na tyle, by książka szybko się nie zużyła.

To, co od razu rzuca się w oczy już po pierwszym spojrzeniu, to przepiękna, bardzo estetyczna okładka. Im dalej "w las", tym większy podziw wzbudza ogólna estetyka tej książki. Współgra tu ze sobą wszystko: przedmioty przedstawione na zdjęciach, wyjątkowe kadry, ascetyczny, nieco skandynawski styl, kompozycja zarówno przedstawionych na fotografiach obiektów, jak i całych stron. Zdjęcia są jasne, przejrzyste, a przy tym zdradzają duże umiejętności fotografa. 




Autorka zdecydowała się podzielić książkę na pięć części, z których każda dotyczy nieco innej dziedziny rękodzieła i każda dzieli się na pięć lub sześć rozdziałów. Podoba mi się przechodzenie od informacji najbardziej ogólnych, które zaznajamiają osobę całkowicie zieloną w temacie ze specyfiką tej konkretnej dziedziny i charakterystycznym dla niej słownictwem, aż do tych szczegółowych, bardzo konkretnych. Na przykład w dziale "Szycie" dowiadujemy się nie tylko, jak z nitki i kawałka materiału stworzyć sztukę odzieży, ale zostajemy wprowadzeni w to, kiedy korzystać z szycia ręcznego, a kiedy maszynowego, jak wybrać pierwszą maszynę do szycia, jak zbudowana jest taka maszyna, jak ją obsługiwać, jakich użyć nici czy materiałów.



Podobnie jest w każdym kolejnym dziale, na przykład w przypadku szydełkowania i robienia na drutach dowiadujemy się, jakie są rodzaje włóczek oraz narzędzi, jak czytać etykiety, jak dobrać odpowiedni rozmiar, jak czytać schematy. Wszystkie części poza "Barwieniem" i "Przędzeniem" (z oczywistych względów te dwa zostały wykluczone) zawierają także rozdział "Projekty", gdzie zamieszczono instrukcję krok po kroku i wzory na wykonanie konkretnych rzeczy daną techniką. Dla kogoś początkującego niezwykle cenne wydaje się, by w tych pierwszych krokach, pierwszych próbach z techniką być w ten sposób prowadzonym za rękę, natomiast dla osoby bardziej zaawansowanej może to stanowić świetną inspirację.

Dla mnie najbardziej odkrywcze były rozdziały właśnie o barwieniu i przędzeniu, bo takie samodzielnie robione włóczki mają mnóstwo uroku. Być może kiedyś, kiedy będę miała dość czasu i miejsca w domu (a więc za jakieś kilkaset lat), właśnie tym się zajmę, a wtedy szczegółowe informacje z tej przepięknej książki będą jak znalazł.

Mam w sobie wielki podziw dla autorki, i to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, za ogromną wiedzę, którą zapewne pieczołowicie gromadziła przez lata. Po drugie, za umiejętność przekazania tej wiedzy w zrozumiały sposób. Po trzecie, za uporządkowanie i usystematyzowanie tego wszystkiego, po czwarte za odwagę, a po piąte za ogromne poczucie estetyki.



Na koniec pochwalę się może niespodzianką, która spotkała mnie podczas czytania książki. W każdym dziale autorka poleca miejsca w sieci, z których warto czerpać w danej dziedzinie, i tak przy "Szydełkowaniu" znalazł się mój blog. Dziękuję!



Książka do nabycia na stronie wydawnictwa (klik) lub w Empiku (klik). Cena regularna to 49 złotych, ale obecnie można ją wyrwać nawet dwie dychy taniej!


Topienie Marzanny, czyli recenzja Borany od Slavica Yarns

$
0
0

Wiosna ostatnimi czasy nie chce przyjść. Rok temu o tej porze chodziliśmy w krótkich rękawkach i zastanawialiśmy się nad wyborem najlepszych włóczek na lato, tymczasem tegoroczny kwiecień bardziej przypomina wczesną zimę, aniżeli piękne, wiosenne miesiące. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy to nie moja wina – ponieważ ciągle odkładam na później topienie Marzanny.


Nie myślcie sobie, że nagle zrobiłam się przesądna i zrobię Wam tu wykład o tradycjach i wierzeniach Słowian. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o… włóczkę, oczywiście. Albo o pieniądze (na włóczkę), ale tym razem pierwszy wniosek był słuszny. Zapraszam do lektury wpisu, w którym znajdziecie moją opinię o włóczce Borana firmy Slavica Yarns.



Wełna merino ręcznie farbowana z jedwabiem i kaszmirem


Borana Slavica Yarns – informacje podstawowe


Borana to nazwa bazy dostępnej na stronie sklepu Slavica Yarns (klik), którą ten cudny, słowiański kramik z włóczkami farbuje na różne kolory. Składa się ona z trzech nitek (to właśnie oznacza skrót 3PLY na etykiecie).


Borana Slavica Yarns ma niezwykle przyjemny dla skóry, ekskluzywny skład. Zawiera w sobie 70% merino, 20% jedwabiu oraz 10% kaszmiru. Jeśli chodzi o grubość, zaliczymy ją do grupy fingering, ponieważ mierzy 400m w 100 gramach przędzy.





Jakie druty wybrać do włóczki?


Producent włóczki Borana Slavica Yarns poleca do niej druty 3-3,5 mm. Jest to dość trafna diagnoza, pod warunkiem, że dziergamy raczej ciasno, a z przędzy robimy rzeczy o nieco luźniejszym splocie, jak na przykład sweter, kamizelka czy chusta. Jeśli jednak zależy nam na zwartej robótce, na przykład w przypadku czapki czy rękawiczek, polecam sięgnąć po cieniutkie druty 2-2,5 mm.


Kolory Borany Slavica Yarns


W jakich kolorach występuje Borana? Sklepik Slavica Yarns oferuje całkiem sporo wersji, zazwyczaj dość jednorodnych (różne odcienie tej samej barwy), choć nie zawsze. Ich nazwy nawiązują do słowiańskich wierzeń. Na przykład ja otrzymałam do testowania cudną Moranę (co oznacza Marzannę, stąd ten tajemniczy wstęp), która przypomina ziemię (szarość) z resztkami śniegu (biel) i przebijającymi gdzieniegdzie pierwszymi kwiatami (fiolet). Jest przecudna i niezwykle pasuje do swojego „imienia”.


Oprócz pojedynczych motków, w sklepie Slavica Yarns kupimy także zestawy związane ze sobą kolorystycznie, które pozwolą nam stworzyć niepowtarzalne robótki z efektem ombre czy unikatowym przejściem barw.


Kupując włóczkę od Slavica Yarns, czy to Boranę, czy całkowicie inną bazę, pamiętajmy, że jest to wełna farbowana ręcznie. Z czym to się wiąże? Najlepiej wziąć za dużo włóczki, niż za mało, gdyż motki z różnych partii mogą być zupełnie inne, poza tym, za jakiś czas mogą w ogóle nie być dostępne. Ponadto, robiąc większą rzecz z kilku motków, najlepiej mieszać ze sobą dwa na zasadzie: jeden rząd jednym motkiem, jeden drugim.


Borana od Slavica Yarns – jaki daje efekt?


Jesteście ciekawi, jaki efekt uzyskamy, dziergając coś z włóczki Borana od Slavica Yarns? Dzięki niezwykłemu składowi, obejmującemu miękką i sprężystą wełnę merino, niezwykle przyjemny w dotyku kaszmir oraz szlachetny jedwab, możemy się spodziewać całkiem sporo.



Czapka na drutach ze wzorem warkoczy


Chciałabym Was zapewnić, że gdy już dotkniecie Borany, nie będziecie chcieli jej wypuścić ze swoich objęć. Jest cudownie przyjemna w dotyku. Jej sprężystość sprawia, że świetnie się układa nawet przed blokowaniem, a jeśli zależy Wam na ażurowej, skomplikowanej chuście, namoczenie i zblokowanie wzoru pozwoli uzyskać idealny efekt. Włóczka ani trochę nie gryzie, doskonale grzeje, a jednocześnie nie jest gruba, dzięki czemu się w niej nie pocimy. To nie wszystko – jest jednocześnie puszysta i lejąca, wydobywając urok każdego splotu.


Co wydziergać z Borana od Slavica Yarns?


Nie wiem, jak Wy, ale ja często mam problem, co wydziergać z wełny merino lub innej o podobnie szlachetnym składzie, gdyż boję się ją zmarnować. Boranę polecam na odzież wszelkiego rodzaju, przede wszystkim wiosenno-jesienną, ale także zimową, a nawet letnią, na chłodniejsze wieczory. Nada się na sweter, a także kamizelkę, czapkę, komin, a nawet letnią bluzeczkę. Ja jednak rekomenduję ją przede wszystkim na chusty, wydaje się do nich stworzona.


Borana – włóczka dla dzieci i alergików?


Wiele osób pyta mnie, jakiej włóczki używać dla dzieci lub alergików. Lub dla alergicznych dzieci. Tak się składa, że moja niespełna czterolatka (okej, wszystkie osoby, które są ze mną od początku bloga, właśnie wypowiedziały magiczne „ale ten czas szybko leci!”) dotknięta jest problemem AZS, czyli atopowego zapalenia skóry. To sprawia, że jest dość wymagająca, jeżeli chodzi o włókna, które może nosić.



Czapka dla dziecka na drutach — wzór warkoczy


Borana od Slavica Yarns okazała się strzałem w dziesiątkę. Mała nosiła ją bardzo często, właściwie za każdym razem, gdy temperatura przekraczała 0 stopni. Nie dość, że włóczka nie powodowała u niej swędzenia, i to pomimo że dzianina przylegała do dość wrażliwych rejonów, bo głowy i szyi, to jeszcze grzała, a jednocześnie po ściągnięciu na włoskach małej nie było ani odrobiny potu. 


Cena włóczki Borana Slavica Yarns


Jak nietrudno się domyślić po składzie, Borana, jak i inne włóczki ręcznie farbowane i produkowane w manufakturach czy niewielkich kramikach, ma swoją cenę. Za motek stugramowy zapłacimy około 86 zł. Musimy jednak pamiętać, że jako rękodzielnicy, doceniamy w ten sposób pracę innych, małych przedsiębiorstw, a w zamian zyskujemy niepowtarzalny, ekskluzywny produkt wysokiej jakości.


Trwałość włóczki Borana Slavica Yarns


Czy włóczka się mechaci? Jak znosi pranie? Jak ją pielęgnować? Często mamy wątpliwości, nim sięgniemy po nowy produkt, zwłaszcza taki z wysokiej półki. O trwałości włóczki Borana Slavica Yarns mogę jednak powiedzieć całkiem sporo, ponieważ użytkuję ją już dość długo i intensywnie – udziergi zeszły z moich drutów jakoś w okolicach grudnia i przez wiele tygodni były noszone praktycznie codziennie, a także wielokrotnie prane.





Borana od Slavica Yarns oczywiście się mechaci, trudno wymagać, by to zjawisko wcale nie zachodziło przy tego typu włóczce, jednak dzieje się to dość powoli, a powstałe kulki są niewielkie i bardzo mało widoczne. Ja usuwałam je golarką do ubrań.


O dziwo, jak na włóczkę ręcznie farbowaną, moja cudna Marzanna nie zafarbowała wody podczas pierwszego prania, co jest dość sporym atutem. Polecam wykonywać pranie ręcznie, w letniej lub lekko ciepłej wodzie. Jeśli zdecydujemy się na pralkę (co też ja robię z rzeczami młodej – zbrodnia, wiem, ale nie chce mi się robić tego ręcznie), najlepiej wybrać program „wełna” i maksymalnie 20, 30 stopni, by nie doprowadzić do sfilcowania. Unikajmy płynów do płukania i zbyt mocnych detergentów, a robótkę suszmy rozłożoną na płasko.


Borana od Slavica Yarns – opinia


Czas na moją całkowicie subiektywną opinię o włóczce od Slavica Yarns, jaką jest Borana. Nie będę budować napięcia, tylko od razu walnę z grubej rury: to moja nowa ulubiona włóczka. Wyłączając Yaka Mongolia, którego recenzję możecie znaleźć na blogu, a którego cena jest dla mnie zaporowa, w dodatku nie kupimy go w Polsce, jest to najlepsza jakościowo włóczka, jaką trzymałam w dłoniach.


Borana okazała się niezwykle wydajna – czapka oraz komin z szydełkowym wykończeniem dla mojej latorośli pochłonęły zaledwie 60 gramów włóczki. Są piękne, zachowują swój urok, mimo wielu prań (jak to przy dziecku), a przejścia kolorów zapierają dech w piersiach. Jeśli marzy się Wam coś absolutnie unikatowego, polecam zajrzeć do sklepiku z cudnymi, słowiańskimi włóczkami, z których pochodzi Borana.



Jak czytać i robić na drutach jednocześnie?


A jeśli zastanawiacie się, czemu ostatnio tak zaniedbałam bloga i Was, to spieszę z wyjaśnieniem: znalazłam nowe hobby. Tym razem całkowicie niepowiązane z rękodziełem. A jest nim… pisarstwo. Tworzeniem własnych opowiadań interesowałam się już jako dziecko, ale im byłam starsza, tym mniej podobała mi się moja pisanina. Wróciłam do niej dopiero podczas macierzyńskiego i zakochałam się na nowo, po czym zaczęłam publikować na platformie Wattpad.


Jeżeli macie ochotę, serdecznie zapraszam do zajrzenia, co ja tam sobie skrobię. Szczególnie Waszej uwadze polecam „Ani kropli prawdy”, czyli obyczajowy kryminał z wątkami romansowymi, a nawet erotycznymi. Nie mam pojęcia, czy do czytania potrzebne jest konto, to już Wy musicie sprawdzić. Nieśmiało liczę na Wasze opinie, tak szczerze mówiąc.



Buziaki i do zobaczenia niebawem, mam nadzieję!


Scheepjes Maxi Sugar Rush - recenzja kordonka

$
0
0



Witajcie po długiej przerwie, Wyszydełkowani! To nie tak, że ja całkowicie zniknęłam, pochłonęły mnie wrota piekieł czy cokolwiek innego. Na zawieszenie bloga wpływ miały różne czynniki. Przede wszystkim zaczęłam regularną pracę zawodową, która zeżarła mi większość dnia. Poza tym, jak część z Was wie, szydełko wymieniłam na długopis i rozpoczęłam swoją czynną przygodę z literaturą. Od lat wzrastało we mnie tyle historii, że w końcu musiały znaleźć ujście. I znalazły - już 3 października premiera mojej pierwszej powieści. Jest to romans obyczajowy z Cieszynem, śniegiem i gorącą czekoladą w tle. Wypatrujcie "Niespodziewanego prezentu" w Empikach, księgarniach stacjonarnych i internetowych! Można zamówić go także u mnie, z autografem i drobnym prezentem, pięknie zapakowany, tak by w razie czego można było położyć go pod choinką.


 

Dlaczego o tym piszę? Przede wszystkim dlatego, że promocja książki jest dla debiutanta bardzo trudna. Jeśli więc udostępnicie informację na temat mojej książki, zdecydujecie się na jej zakup, przeczytacie ją na Legimi czy komuś polecicie - nie będzie worka tak dużego, żeby pomieścił moją wdzięczność. A po drugie, wymyśliłam sobie, że do każdej paczuszki z książką będę dodawać szydełkową śnieżynkę i pośrednio jest to powód, dla którego dziś do Was przychodzę.

Moja szuflada z włóczkami i kordonkami pęka w szwach, więc oczywiście nie było w niej tego, czego najbardziej potrzebuję: klasycznej bieli. Przejrzałam czeluści Aledrogo i wybrałam te kordonki, które posłużą mi do przygotowania dekoracji. Oprócz DMC Babylo, który ma specjalne miejsce w moim serduszku i zawsze będzie moim faworytem, wybrałam też Scheepjes Maxi Sugar Rush, który dziś chciałabym Wam przedstawić.

Co wyróżnia Scheepjes Maxi Sugar Rush?

Zacznijmy od podstawowych informacji, które pomogą nam lepiej poznać kordonek Scheepjes Maxi Sugar Rush. Jest to producent, jak się nie mylę, holenderski. Marka należy raczej do budżetowych, ale w kierunku tych, które cechują się jakością. Kiedy ostatni raz zajmowałam się recenzowaniem włóczek, była dużo mniej popularna niż obecnie, a i tak przewinęła mi się kilka razy przez ręce. Były to jednak głównie włóczki akrylowe z domieszkami zwierzęcymi, a dzisiaj sięgamy po stuprocentową, merceryzowaną bawełnę. Proces merceryzacji sprawia, że kordonek staje się nieco sztywniejszy, bardziej zwarty, lepiej skręcony. Jest bardziej odporny na mechacenie, zabrudzenia i inne uszkodzenia, dlatego robótka przez dłuższy czas wygląda doskonale.


 

Scheepjes Maxi Sugar Rush - ile ma metrów?

Sprawdźmy zatem, jak Maxi Sugar Rush wypada z metrażem. Motki, które znajdziemy w polskich pasmanteriach, mają po 50g, co oznacza, że są o połowę mniejsze od standardowego kordonka Maxi. Jeśli planujemy większą robótkę, na przykład obrus czy odzież, może być to uciążliwe. Przy mniejszych formach sprawdza się jednak doskonale. Nie musimy targać za sobą wielkiego kłębka, a jeśli planujemy coś kolorowego - tniemy wydatki na kordonek, którego i tak nie wykorzystamy. Jeśli chodzi o metraż, to na 50 gramów kordonek oferuje 280m, czyli na 100 gramów wypada 560m. Jest to standardowa długość kordonków typu Maxi, jakie oferuje na przykład Madame Tricote, Altin Basak, Opus Natura i inne firmy.

Jakie szydełko wybrać do Scheepjes Maxi Sugar Rush?

Jak w przypadku każdego kordonka typu Maxi, nasz słodziak wymaga dość standardowego rodzaju szydełka do koronek. Jeśli chcemy uzyskać naprawdę zwartą robótkę, na przykład serwetkę, gwiazdkę i inne ozdoby, wybierzemy rozmiar 1mm-1,25 mm. Z kolei jeśli chcemy uzyskać luźniejszy splot, powinniśmy sięgnąć po szydełko 1,5, nawet 2 mm. Wiele zależy też od naszego indywidualnego sposobu dziergania, ja na przykład dość mocno zaciągam oczka, przez co nawet przy dużym szydełku wydają się one ciaśniejsze i bardziej zwarte.


 

Scheepjes Maxi Sugar Rush - paleta kolorów

to, z czym naprawdę pojechała firma Scheepjes, to paleta barw kordonka Maxi Sugar Rush. Dawno nie widziałam aż tak bogatej oferty. Odcienie nie dość, że są przepiękne, to jeszcze odcienie przeskakują o niewiele tonów. Mamy znacznie większe szanse dopasować barwę do tego, czego aktualnie potzrebujemy. Przypomina to bardziej paletę barw muliny do haftu, a nie kordonka. Zresztą, sami zobaczcie!


 Możemy też kupić przepiękne boxy, które stanowią dobry pomysł na prezent dla dziewiarki. Za około 35-40 zł kupujemy piękne, metalowe pudełko i sześć starannie dobranych kolorów po 25g każdy.


Co można zrobić z kordonka Maxi Sugar Rush?

Wiecie już, co ja zamierzam zrobić z kordonka Maxi Sugar Rush. Możliwości jest jednak znacznie więcej. Ze względu na dużą paletę barw nadaje się do haftu, a ze względu na mocny skręt - do frywolitki. Mnie jednak najbardziej interesuje szydełkowanie. Standardowo, możemy zrobić z niego ozdoby, serwetki i obrusy, ale również przewiewne ubrania. Musimy tylko używać większego szydełka, żeby nie było ono zbyt sztywne i ciężkie. Producent podpowiada też, że Maxi Sugar Rush nadaje się do malutkich projektów amigurumi. Ciekawe inspiracje i wzory możecie znaleźć na jego stronie - KLIKNIJ TUTAJ.

Ja, jak widzicie, postawiłam na śnieżynki. To dlatego, że już 3 października premierę ma moja powieść - "Niespodziewany prezent", Anna A. Sosna. Jest to romans świąteczny, trochę wyciskacz łez, trochę sympatyczna i ciepła opowieść o studentach, który ukaże się nakładem wydawnictwa Replika. Możecie je znać z takich tytułów, jak "Chłopiec w pasiastej piżamie" czy "Oppenheimer" - chyba już rozumiecie moją ekscytację. ;)








Ile kosztuje kordonek Scheepjes?

Cena to ważny argument przy wyborze odpowiedniej włóczki, zwłaszcza jeśli planujemy zrobić coś większego, na przykład obrus czy ubranie. W końcu wtedy musimy zakupić większą ilość. Kordonek Scheepjes Maxi Sugar Rush należy raczej do średniej półki cenowej. Ja kupiłam go za 12,90 zł, ale wiem, że można taniej, nawet w okolicach 10 zł. Mowa oczywiście o motkach 50-gramowych. W dzisiejszych czasach za kordonek nie jest to cena specjalnie wygórowana, zwłaszcza że mówimy o bardzo wysokiej jakości.

Gdzie kupić kordonek Scheepjes Maxi Sugar Rush? Z moich doświadczeń wynika, że w pasmanteriach stacjonarnych jest dość drogi i mniej popularny od innych marek. Możemy za  to skorzystać z licznych sklepów internetowych oraz Allegro - ja akurat skusiłam się na Kokonki, ale wiem, że jest też w innych sklepach. Jeśli widzicie go w swojej ulubionej pasmanterii, koniecznie podzielcie się linkiem w komentarzach!

Kordonek Scheepjes Maxi Sugar Rush - moje wrażenia

Podsumujmy, co ja na to! Porównałam kordonek Sugar Rush z Babylo i okazało się, że mimo zbliżonego metrażu, nieco różnią się strukturą. Scheepjes wydaje się jakby mocniej skręcony, a jednocześnie mięsisty i pełniejszy oraz sztywniejszy. Dzięki temu świetnie nada się na serwetki czy właśnie ozdoby choinkowe, natomiast Babylo sprawdzi się bardziej na miękkie formy. Podkreślam jednak, że to bardzo subtelna, wręcz ledwie wyczuwalna różnica i śmiało możecie żonglować tymi zastosowaniami.

Jeśli chodzi o kolor, ja przetestowałam tylko biel. Zamówiłam Sugar Rush i Babylo w odcieniach "śnieżna biel", przy czym Sugar Rush okazało się lekko bardziej białe. Kordonek świetnie pochłania krochmal i się blokuje, nie rozwarstwia się. Nie miał też supełków, choć pod koniec motka trafił mi się taki grubszy, bardziej puchaty odcinek, jakby maszyna nie do końca poradziła sobie z jego skręceniem. Sami jednak przyznacie, że taka wada to tyle co nic!






A jakie wrażenie na Was zrobił ten kordonek? Czy mieliście już okazję go używać? Zachęcam, żeby podzielić się swoją opinią w komentarzach! A także żeby sięgnąć po moją powieść, kiedy pojawi się na półkach księgarni ;) 

Viewing all 138 articles
Browse latest View live